Popularne posty

wtorek, 21 września 2010

Halong dzień pierwszy


Dzisiejsza notka nie będzie jakaś szczególna. Nie mam weny. Obiecałam, więc piszę, ale proszę zrozumcie. Wczoraj przyjechali z podróży Kanadyjczyk, Niemiec i Polak. No i jak to z Polakiem... W każdym razie  mądre i zabawne rzeczy mi do głowy nie przychodzą :P

Podróżowanie samotnie po Wietnamie nie jest łatwe. Nikt nie gada po angielsku, a nawet język migowy nie zawsze się sprawdza, bo jakieś te gesty inne mają. Na szczęście po 2.5 godzinie czekania na autobus udało mi się wsiąść do dobrego. Nie próbujcie wymawiać tutejszych  nazw. One naprawdę brzmią inaczej niż na to wygląda. Niezastąpiony tym razem był przewodnik. Wystarczyło pokazać zdjęcie i nazwę miasta do którego chciałam dotrzeć i wiedzieli o co chodzi :)

Podróż była dość długa. 5 godzin w autobusie to masakra. Nawet jak jest klima. A udało mi się spędzić w autobusie nawet godzin 7. A wszystko przez małą stłuczkę. Wydawałoby się, że ludzie tutaj powinni być do stłuczek przyzwyczajeni. Przy tutejszym ruchu ulicznym to standard. A mimo to, stłuczkę jak ta (właściwie to nawet nie stłuczka a otarcie się samochodu i autobusu - rysa na długość 5 cm, nic poza tym) w Polsce załatwilibyśmy w ciągu 10 minut. I byłby spokój.A tu? Dwie godziny stania. Nie mam pojęcia o czym dyskutowali, po co się tyle kłócili i dlaczego w pewnym momencie zaczęli się normalnie bić. Muszę przyznać, że trochę przestraszona byłam, bo nikt nie był w stanie mi powiedzieć co się dzieje i czy i kiedy dotrzemy na miejsce. W dodatku robiło się już późno, a ja nie miałam zarezerwowanego hotelu...

W końcu jednak udało mi się dotrzeć. Nawet hotel znalazłam. Fotki już macie. Takie nasze 2-3 gwiazdki za 10 dolców za noc. Tylko oczywiście po angielsku nie gadali :P Tak czy siak dostałam pokój z duuużym łóżkiem, klimą, porządną łazienką i telewizorem. Luksus po prostu. Leżałam sobie na łóżku oglądając wietnamski kanał muzyczny i zastanawiałam się co by było, jak bym już się stamtąd nie ruszała :P Swoją drogą: potraficie sobie wyobrazić Backstreet Boys w wersji wietnamskiej? Bajka ;)

A rano mnie obudzili waleniem do drzwi. Nie miałam zielonego pojęcia o co chodzi, ale się okazało, że koniecznie właśnie teraz chcą posprzątać mój pokój. Bardzo miło na ich miejscu, tylko czemu o 7.45?

Tak więc ruszyłam na spacerek. Po drodze na śniadanie zjadłam zupkę i skierowałam się w stronę zatoki. Miasto jak miasto. Głośne, zatłoczone i brudne. I oczywiście zawsze znajdziesz coś, co Cię totalnie rozwali na łopatki. Jak na przykład kurę (chociaż to chyba jakieś inne ptaszysko, ale takie drobiowe) trzymaną w środku miasta na sznurku przywiązaną do drzewa... Nie wiem po co, ale nawet ją karmili. A wieczorem widziałam jak wsadzali do klatki. I następnego dnia znowu przywiązali do drzewa... Może to zamiast pieska?

Okazało się, że zatoka jest jedyne 20 minut drogi pieszo od hotelu. I jest przepiękna. Zresztą widzicie na zdjęciach. Ale powtórzę już tradycyjnie prawie, że nijak nie oddają rzeczywistości. Nawet nie bardzo jest co opisywać, to trzeba zobaczyć. I jest zatłoczona jak cały Wietnam. Wszędzie jest pełno łodzi. W przerwie wypiłam kawę wietnamską. Jest niesamowita. Najlepsza kawa jaką piłam. Bardzo mocna, bardzo gorzka i z czekoladowym posmakiem. Pije się ją ze skondensowanym mleczkiem i lodem. Muszę koniecznie kupić zapas tej kawy i zabrać ze sobą do Polski. O godzinie 13 już nie dało się wytrzymać żaru i upału, więc wróciłam odpocząć do hotelu, żeby wyjść znowu około 18. Zatoka wieczorem jest przepiękna. W wodzie odbijają się światła statków, a jak się pójdzie kawałek od ulicy to jest naprawdę spokojnie.

W Halong popularni są uliczni śpiewacy. Ale nie jak u nas z gitarką na dworcu, tylko targają ze sobą wielkie głośniki i śpiewają do mikrofonu. Bardzo fajny klimat to robi. Niestety śpiewali też zaraz pod moim oknem do późnych godzin nocnych i od baaaardzo wczesnych godzin rannych... Wtedy już miałam dosyć tego klimatu. Ale wieczorem przy zatoce to fajna sprawa.

A potem wybrałam się do kawiarni. Tu nie ma pubów czy klubów. Ale są "cafe" i to czasami całkiem miłe. Miałam ogromną ochotę na dobrego drinka. Rum z colą chodził mi po głowie w szczególności. Ale, cóż za niespodzianka!, nie znali angielskiego. Więc wylądowałam z piwkiem w ręku. I tak patrzyli na mnie jak na dziwadło. Generalnie ciągle się gapią... To raczej nietypowe tutaj dla kobiety siedzieć samej wieczorem w knajpce, a już w szczególności z piwem i papieroskiem. Zaczynam się powoli przyzwyczajać do ciekawskiego gapienia się na mnie. Tym bardziej, że w związku z moim wzrostem i wagą raczej wyróżniam się z tłumu. Nawet od większości facetów jestem o głowę wyższa.

Po drodze do hotelu natknęłam się na obchody jakiegoś święta w szkole. Fajna sprawa. Ładnie ubrane panie tańczące tradycyjne tańce wietnamskie. Bardzo chciałam wrzucić filmiki tutaj dwa, które mam. Ale nie mogę. Tu wywala błąd, rapid chce uploadować je 10 godzin, youtube też nie chce tego łyknąć. Macie jakiś pomysł? Kurcze, są naprawdę fajne... Jak ktoś coś wymyśli niech pisze :)

Jutro Wam napiszę coś o wietnamskim pogrzebie, trochę o znakach drogowych i o "prl-owskiej" rzeczywistości tutaj. Będzie taki misz masz z ciekawostek. A tym czasem wybaczcie, ale idę się zdrzemnąć ;)

3 komentarze:

  1. Hotel rzeczywiście miałaś pierwsza klasa. Szczególnie obecność "normalnej" toalety jest godna uwagi i wartą ją docenić. ;)

    Co do wzrostu i wagi, to jestem ciekaw, jak bardzo ja bym budził ich ciekawość :D
    Właściwie to potrafię to sobie wyobrazić na podstawie opowieści mojego taty, z wycieczki do Chin sprzed kilku lat.
    Mój tata (2m wzrostu i ok 150kg wagi) wspomina, że kilka razy dziennie podchodziło do niego kilka osób i z nieśmiałością, łamaną angielszczyzna pytało go czy mogliby sobie zrobić z nim zdjęcie :P

    OdpowiedzUsuń
  2. No doceniałam, doceniałam :) Nie powinieneś już spać? :P A zainteresowanie byś pewnie wzbudzał :P Ja się nijak nie mogę przyzwyczaić, ale teraz jest tutaj Niemiec, Polak i Kanadyjczyk. I wszyscy są duzi i wysocy, więc się czuję mniej samotna w swoim rozmarze :P

    OdpowiedzUsuń
  3. hehehe a papierosy ichnie palisz?

    OdpowiedzUsuń