Postanowiliśmy jechać na pchli market. Znajduje się on jakieś 10 minut drogi motocyklem od akademików, więc jest to kawałeczek dosłownie. Na miejscu spotkaliśmy się z Wietnamską koleżanką (Pozdrowienia dla Duyen, których na pewno nie przeczyta ;) ). Oto lista rzeczy, które udało mi się dzisiaj zrobić/zobaczyć:
- Zamówienie sobie u wietnamskiej krawcowej wymarzonej sukienki, która w sumie (razem z materiałem) kosztować mnie będzie 45zł. (standard wyrobu sprawdzony już wcześniej przez znajomego z Polski)
- Wypicie mleka kokosowego prosto z kokosa, a potem zjedzenie kokosa
- Zjedzenie jakiegoś śmiesznego smażonego ciasta z jeszcze śmieszniejszym owocem o kolorze buraka - wybaczcie, nie mam pojęcia co to było
- Zjedzenie ślimaka, który na moich oczach został wyjęty ze skorupki za pomocą agrafki - obrzydlistwo
- Zobaczenie na targu:
- Krowiego żołądka
- Krowich flaczków
- Krowiego języka
- Połowy krowiej głowy wraz z okiem (w sensie lewej połowy)
- Całej masy jakichś dziwnych owoców, przypraw i zieleniny
- Zaproszenie na obiad do wietnamskiej rodziny
- Pomoc w przygotowaniu tego obiadu (już wiem jak zrobić tradycyjne Nam - takie coś trochę jak nasze sajgonki)
- Zjedzenie tego obiadu wraz z Wietnamską rodziną - oczywiście na podłodze, za pomocą pałeczek itd
- I popijanie go Wietnamską wódką, oraz winem ryżowym (strasznie mocne to było, ale tu niczego nie można odmawiać :/)
Dzień muszę zaliczyć do udanych. Nie musiałam ruszać się daleko stąd, żeby zobaczyć jak oni naprawdę na co dzień żyją. A na targ wrócę na 100 procent (choćby po sukienkę). I tym razem będziecie mieli okazję popodziwiać wszystkie te mniejsze i większe wspaniałości... :P
A oto lista druga. Rzeczy, których mi tu brakuje.
- Obiadu złożonego z ziemniaków i schabowego (a przynajmniej takiego, który nie będzie miał w sobie ryżu)
- Kebaba, McDonald'a albo czegoś podobnego
- Ciszy za oknem przed godziną 9 rano
- Możliwości obejrzenia serialu na SerialeOnLine.pl
- Świateł na przejściu dla pieszych
- Normalnej, przytulnej kawiarenki
- Imprezy - ale takiej z możliwością potańczenia sobie, posiedzenia przy piwku, przy dobrej muzyce z masą ludzi wokoł
- Świadomości, że jak wyjdę do sklepu, to się bez problemu dogadam (serio - brakuje mi tu ludzi gadających po polsku ;) )
- (Przestrzeganego) zakazu trąbienia.
No i na koniec lista numer 3:
- Pole ryżowe - żeby sobie je umieścić za oknem
- Nam (te sajgonki jakby)
- Świeży szpinak - w Polsce nawet jak jest świeży to jakiś inny
- Bia Hoi - tutejsze świeże piwo
- Mia Da - sok z trzciny cukrowej (tego mi chyba najbardziej będzie brakować)
- Straganów tak kolorowych i pachnących owocami, że można przy nich stać godzinami
- Wietnamską gościnność (no może pozwoliłabym odmawiać propozycji)
- Ceny tutejsze, ale tylko te dla tubylców
- Pogodę (mimo wszystko. Jak pomyślę o tym jak jest teraz w Polsce, to zostałabym tu najchętniej do czerwca)
- Motocykl - tu na pewno jest tańszy :P
- Trochę górek z zatoki HaLong - przydałyby się do urozmaicenia zatoki Gdańskiej
- Dziecko - tu jest od cholery dzieci. A Wietnamskie dzieci są przesłodkie. I nie, nie mówcie, że mam sobie zrobić, bo polsko-wietnamskie to już nie to samo :P
No i co o tym myślicie? Ot, podsumowanie dwóch tygodni, tak w pigułce ;) Jestem przekonana, że listy numer 2 i 3 jeszcze wiele razy będę modyfikować przez mój pobyt tutaj. Ale to takie pierwsze wrażenia ;)
wow, czuję się wyróżniony ;-) Nie wiem czemu ale najbardziej zaskakuje.. brak McDonalda :p
OdpowiedzUsuńA tak z ciekawości, spotkałaś Wietnamczyka który potrafiłby powiedzieć cokolwiek po polsku?
Czekamy na zdjęcia w nowej sukience ;)
Po polsku? Tu graniczy z cudem znalezienie takiego który potrafi powiedzieć coś po angielsku :P
OdpowiedzUsuńChociaż... Spotkałam dwóch studentów, którzy sporo przebywali z Polakiem, który też tu jest na praktyce. No i coś tam się nauczyli. Jedno słowo konkretnie. Zgadnij jakie... :P